niedziela, 3 września 2017

Ścieżka życia i ścieżka serca.



Do napisania tego posta zainspirowała mnie Blimsien, rockowa laska nakręcająca inne laski (i nie tylko) do życia w zgodzie z sobą, której czytanie i oglądanie pełni u mnie rolę pewnego rodzaju medytacji. Brzmi słodko i banalnie, jakież to modne hasła głosi Panna Blum, zejdź na ziemię i weź się do roboty BABO! I tak oto baby wzięły się za robotę, bo tak trzeba, bo nic z nieba nie spada, bo musisz rano zrobić śniadanie, pozmywać, uprasować, pędzić bladym świtem na zakupy (przecież wykupią najładniejszą sałatę na bazarku), zrobić pranie (musi wyschnąć do wieczora), ugotować obiad (bo musi być na 15, o tej porze ludzie jedzą obiady), a wieczorem czeka spotkanie ze znajomymi, nie wypadało odmówić...

Ja, przez nieumytą podłogę, ciągłe „muszę”, „trzeba” plus stres w pracy, którego nie potrafiłam przyhamować, nabawiłam się nerwicy lękowej. 4 lata temu. Wpadam w paniki, serce chce mi wyskoczyć z klatki, odczuwam strach siedząc na łóżku pijąc herbatę, stałam się inwalidą społecznym, który boi się zostać sam w domu, a z drugiej strony przeraża go wyjście do marketu. 3 lata męki postawiły mnie w końcu pod ścianą i rozpoczęłam terapię. Jest lepiej, dużo lepiej ale terapia nie zdziała cudów JEŚLI NIE ZMIENIĘ PODEJŚCIA. Nie zmienię otoczenia ale jestem w stanie zmienić MOJE nastawienie.

Tak, trzeba być czasem egoistą. Tu chodzi o nasze życie i zdrowie.
Staram się nie układać planów na weekend. Nie biegnę o 7 rano na ryneczek (idę troszkę później żeby kupić świeże bułki...), nie planuję obiadów, całodziennego sprzątania, a nieumyta podłoga to tylko...podłoga. Moją wadą jest to, że uwielbiam planować, kocham snuć wizje, te przyjemne oraz tragiczne, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią. Potrafię jednak złapać się na tym i to uważam za zaletę. Przez chorobę (tak, nerwica to choroba) szukam w sobie zalet, szukam drobnych przyjemności, uczę się słuchać siebie, jak pisze Blimsien – daję znać wszechświatu czego oczekuję, precyzuję wymagania. Jeśli daję od siebie to i otrzymuję w zamian.

Odcinam się od toksycznych ludzi, są w moim życiu ale sporadycznie. Nie przywiązuję do nich zbyt dużej wagi, nie przeżywam emocji, którymi mnie karmią. Staram się otaczać wesołymi rzeczami, kierować tory rozmów na miłe kwestie. Nie oznacza to, że olewam krzywdę innych ludzi! Aż taką egoistką nie jestem. Jeśli widzę, że mogę pomóc i wiem, że dana osoba przyjmie pomoc to jestem cała dla niej.

Przedwczoraj kupiłam wrzos w doniczce. Stoi na parapecie na balkonie dzięki czemu widzę go z mieszkania. Strasznie mnie uspokaja. Każdego wieczoru podlewam bazylię, usychającą maciejkę oraz szczypiorek. To taka moja własna terapia na dobranoc.

Jeśli już dostaję dobro i pozytywne emocje to puszczam dalej w świat. Oczekujcie, ale na luzie, nie z niecierpliwością, następnych porcji miłych rzeczy.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz