środa, 27 września 2017

Planowanie WESELA - w zgodzie ze SOBĄ ( i oczywiście z drugą połówką! )

Z racji tego, że jestem nerwusem postanowiłam stworzyć ślubowo - weselny cykl, który pomoże zarówno mnie jak i moim czytelnikom, przejść przez ten czas jak najbardziej "na luzaka". Poniżej przedstawię kilka kwestii, o których zapominamy, a to prowadzi do łez, frustracji i zdarza się, że do rozpadu związków.

 W przyszłym roku, pod koniec lipca wybije NASZA godzina zero. Szczerze, nie mogę się doczekać ponieważ będzie to pierwsze tak duże wydarzenie organizowane przez NAS. Nie bez powodu te ważne słowa napisałam z dużej litery. Podstawą wszystkich podstaw jest uświadomienie sobie, że ŚLUB JEST DLA PAŃSTWA MŁODYCH, to jest ICH chwila. Wesele natomiast wydaje się dla siebie oraz gości, którzy towarzyszą nam w tym wyjątkowym dniu, stanowi świętowanie (weselenie się) zawarcia związku małżeńskiego.

Co zrobić żeby nie zwariować, nie zerwać kontaktów z rodzicami, teściami i nie zostać okrzykniętą skwaszoną zdzirą? Przedstawię opis sytuacji i jej rozwiązanie.




1. PROBLEM - LISTA GOŚCI I KWESTIA FINANSOWANIA

Ustaliliśmy, że ślub i wesele za rok. Chcieliśmy w okolicach wiosny/lata ale z racji innego wesela    w rodzinie musimy przesunąć na jesień. edit:  Zwolnił się termin na lipiec! Doszliśmy do wniosku, że na weselu będzie około 80 gości, pochodzimy z różnych miast,   a jeszcze w innym mieszkamy, chcemy się spotkać ze znajomymi i rodziną nie tylko na jakimś pogrzebie ale również na weselszej imprezie.

Zrobiliśmy orientacyjną listę gości (najgorsza część organizacyjna). I tu zaczął się koszmarek. Przyszła teściowa oświadczyła, że rodzice mają prawo zaprosić kilku swoich gości (np. sąsiadkę),     a moja Mama chciałaby widzieć swoją siostrę z mężem (bo to w sumie siostra i my u nich w rodzinie zawsze byliśmy zapraszani). Życzenie teściowej nie stanowiłoby dla mnie problemu gdyby nie ton    w jakim zostało przedstawione. Poszły ognie i pioruny Posejdona, ja z nerwów nie mogłam dojść do siebie przez 2 miesiące, a druga strona grozi, że nie pojawi się na imprezie. Mama natomiast uparcie twierdzi, że to w końcu najbliższa rodzina i żeby nie trzymać w sobie urazy (wybaczcie, sprawy rodzinne i nie chciałabym tutaj o nich pisać).

ROZWIĄZANIE - SZCZEROŚĆ I OPANOWANIE

Od razu, w trakcie konfrontacji z teściową, powiedzieć wprost, że możemy zaprosić np. sąsiadów ale czy nie można tego życzenia przekształcić na prośbę i powiedzieć to innym tonem? Rozumiem, że z jakiegoś powodu zapraszana osoba jest ważna i jej obecność nie stanowi dla nas problemu tylko prosiłabym o nieco inny przekaz. Tutaj mogą paść słowa o tym, że jesteś przewrażliwiona albo coś   w tym stylu, nie daj wyprowadzić się z równowagi! Może jestem przewrażliwiona ale w końcu to ważne wydarzenie i jego organizację chcę dobrze wspominać. Argument - "my płacimy, więc my decydujemy"  urwałam krótko - to w takim razie sami płacimy za wszystko. UWAGA, ważna sprawa, u nas rodzice sami chcą płacić za swoje rodziny oraz orkiestrę itd. Prawdopodobne jest, że jednak my opłacimy wszystko. MY chcieliśmy 80 osób, MY chcemy to i tamto oraz decydując się na ślub zdajemy sobie sprawę z kosztów. Jeśli komuś marzy się impreza rodem z bajki, a nie ma kasy to wówczas musi zdecydować czy małe przyjęcie za swoje czy jednak duża biba za milion cebulionów  z kieszeni rodziców.
Dobrym rozwiązaniem jest pożyczenie pieniędzy od rodziców i oddanie z "kopert", wzięcie kredytu lub połączenie tych dwóch opcji. To są wersje dla osób, które nie chcą się szarpać czyli idealne dla nas. Zamiast kredytu mamy jednak oszczędności.

To nie są złote środki. Każda para ma inne charaktery, tak samo Rodzice czy Teściowie. Najważniejsze to zachować spokój, używać rzeczowych argumentów i nie przejmować się tekstami "ciocia Jadzia obrazi się na śmierć i przestanie się odzywać" albo "wypada zaprosić wujka Andrzeja bo on nas prosił za wesele córki w '98". Jak się ciocia obrazi to JEJ problem, a wujkowi za jakiś czas przejdzie. Nie dajcie grać sobie na uczuciach - nie dzielicie rodziny ani jej nie rozbijacie (takie argumenty słyszały moje koleżanki).

A jakie rozwiązania Wy macie przetestowane na własnej skórze? Czy ciocia Jadzia wciąż jest obrażona i przestała dzwonić nawet w Święta czy jednak nie taki diabeł straszny? Czekam na wszelkie porady póki jeszcze mam czas!


niedziela, 3 września 2017

Ścieżka życia i ścieżka serca.



Do napisania tego posta zainspirowała mnie Blimsien, rockowa laska nakręcająca inne laski (i nie tylko) do życia w zgodzie z sobą, której czytanie i oglądanie pełni u mnie rolę pewnego rodzaju medytacji. Brzmi słodko i banalnie, jakież to modne hasła głosi Panna Blum, zejdź na ziemię i weź się do roboty BABO! I tak oto baby wzięły się za robotę, bo tak trzeba, bo nic z nieba nie spada, bo musisz rano zrobić śniadanie, pozmywać, uprasować, pędzić bladym świtem na zakupy (przecież wykupią najładniejszą sałatę na bazarku), zrobić pranie (musi wyschnąć do wieczora), ugotować obiad (bo musi być na 15, o tej porze ludzie jedzą obiady), a wieczorem czeka spotkanie ze znajomymi, nie wypadało odmówić...

Ja, przez nieumytą podłogę, ciągłe „muszę”, „trzeba” plus stres w pracy, którego nie potrafiłam przyhamować, nabawiłam się nerwicy lękowej. 4 lata temu. Wpadam w paniki, serce chce mi wyskoczyć z klatki, odczuwam strach siedząc na łóżku pijąc herbatę, stałam się inwalidą społecznym, który boi się zostać sam w domu, a z drugiej strony przeraża go wyjście do marketu. 3 lata męki postawiły mnie w końcu pod ścianą i rozpoczęłam terapię. Jest lepiej, dużo lepiej ale terapia nie zdziała cudów JEŚLI NIE ZMIENIĘ PODEJŚCIA. Nie zmienię otoczenia ale jestem w stanie zmienić MOJE nastawienie.

Tak, trzeba być czasem egoistą. Tu chodzi o nasze życie i zdrowie.
Staram się nie układać planów na weekend. Nie biegnę o 7 rano na ryneczek (idę troszkę później żeby kupić świeże bułki...), nie planuję obiadów, całodziennego sprzątania, a nieumyta podłoga to tylko...podłoga. Moją wadą jest to, że uwielbiam planować, kocham snuć wizje, te przyjemne oraz tragiczne, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią. Potrafię jednak złapać się na tym i to uważam za zaletę. Przez chorobę (tak, nerwica to choroba) szukam w sobie zalet, szukam drobnych przyjemności, uczę się słuchać siebie, jak pisze Blimsien – daję znać wszechświatu czego oczekuję, precyzuję wymagania. Jeśli daję od siebie to i otrzymuję w zamian.

Odcinam się od toksycznych ludzi, są w moim życiu ale sporadycznie. Nie przywiązuję do nich zbyt dużej wagi, nie przeżywam emocji, którymi mnie karmią. Staram się otaczać wesołymi rzeczami, kierować tory rozmów na miłe kwestie. Nie oznacza to, że olewam krzywdę innych ludzi! Aż taką egoistką nie jestem. Jeśli widzę, że mogę pomóc i wiem, że dana osoba przyjmie pomoc to jestem cała dla niej.

Przedwczoraj kupiłam wrzos w doniczce. Stoi na parapecie na balkonie dzięki czemu widzę go z mieszkania. Strasznie mnie uspokaja. Każdego wieczoru podlewam bazylię, usychającą maciejkę oraz szczypiorek. To taka moja własna terapia na dobranoc.

Jeśli już dostaję dobro i pozytywne emocje to puszczam dalej w świat. Oczekujcie, ale na luzie, nie z niecierpliwością, następnych porcji miłych rzeczy.

M.

środa, 10 czerwca 2015

Living light part 1.

Witam serdecznie po baaardzo długiej przerwie.

Może uda mi się tym razem zrobić z tego bloga miejsce, do którego zajrzy chociaż pies z kulawą nogą. Bez zbędnych wstępów, z dniem dzisiejszym rozpoczynam cykl postów pt. "living light". Ostatnimi czasy wszędzie możemy przeczytać o minimaliźmie, oszczędzaniu, przemyślanych zakupach i o innych takich, które prowadzą do zmniejszenia poziomu naszego konsumpcjonizmu. Też złapałam bakcyla.
Moje mieszkanie, od momentu przeprowadzki, przypomina gruzowisko i wieje od niego przekaz "nie chce mi się sprzątać i układać świeczuszek na półeczkach bo i tak za chwilę się wyprowadzamy". Narazie się nie wyprowadzamy.Po roku czasu (!!!) moje przemyślenia nabrały mocy prawnej i rozpoczęłam wielkie odgruzowywanie mojej przestrzeni. Przestrzeni, w której powinnam czuć się jak u siebie, przestrzeni, w którym wypoczywam, relaksuję się i która ma mi służyć, a nie odwrotnie.
Od czego zacząć? Od odpowiedzi na kilka prostych pytań, dzięki którym dostosuję swoje otoczenie do swoich potrzeb:

1. Co najbardziej przeszkadza mi w mieszkaniu?
2. Co powoduje, że nie potrafię się do końca zrelaksować?
3. Co potrzebuję zmienić?
4. Co potrzebuję wyrzucić/oddać?
5. Co potrzebuję kupić abym poczuła się lepiej?

Ad.1.
Najbardziej przeszkadzają mi poupychane wszędzie niepotrzebne ubrania/szmaty/torebki. Muszę zrobić z tym porządek, posegregować: co zostawiam; co oddaję; co wyrzucam.

Ad.2.
Sen z powiem spędzają mi rzeczy "a to się kiedyś przyda". Nie. Torba z papierowymi i foliowymi torebkami na nic mi się nie przyda, W nic z tym nie rzeczy nie zapakuję prezentu ponieważ większość jest zniszczona i wymięta.
W szafce z butami ukrywają się dwie pary świetnych butów, nadających się dla kogoś innego. Muszę zrobić tylko zdjęcia i wystawić na sprzedaż. Wpadnie kasa i zrobi się miejsce.

Ad.3.
Potrzebuję "urządzić" mieszkanie aby było "moje". Aby nadać mu charakter. Mimo, że to miejsce tymczasowe ale po przekroczeniu progu ma być odczuwalny styl lokatorów.

Ad.4.
Wyrzucam stare, nikomu nie potrzebne i podarte skarpety, puste butelki i sterty worków, woreczków i paragonów oraz kosmetyki, które nie sprawdziły się na mojej skórze. Oddaję ubrania, w których nie chodzę oraz torebki. NIGDY nie oddaję rzeczy zniszczonych czy dziurawych, takie idą do kosza.

Ad.5.
Potrzebuję kupić dobrą parę butów oraz koszyczki do segregowania kosmetyków/przyborów i wieszaki na ubrania.

Na dzisiaj wystarczą mi powyższe odpowiedzi. Już czuję się spokojniejsza, mam poukładany plan działania. W następnej części zdam relację z wprowadzenia planu w życie i mam nadzieję odzyskać energię.



M.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Fashion Week Poland-Fashion Philosophy


Nie miałam pojęcia, że to już niebawem, za niecałe 2 miesiące czyli w dniach 24-28 października 2012. Polski Tydzień Mody, najważniejsza impreza modowa (nie lubię tego słowa) w naszym kraju odbędzie się jak zwykle w Łodzi. Oby nigdy nie została z tego miasta wyrwana bo każde wydarzenie, odbijające się większym lub mniejszym echem, to dla Łodzi zastrzyk adrenaliny, zastrzyk ze środkiem pobudzającym do życia i dającym nadzieję, że jednak nie wszystko jest tutaj ruiną i ma odcień szarości.
W tym roku (jak co roku...) obiecuję sobie z całego serca, że wybiorę się do epicentrum i na własne oczy zobaczę to o czym tylko czytam w internecie lub magazynach. W tym roku czuję to dużo mocniej, czuję że MUSZĘ. Choćby na chwilę. Poza tym, powinnam zacząć robić coś, co pozwoli zatrzymać mi proces znienawidzenia tego miasta. Wiem, brzmi okrutnie.


Fakt, że Fashion Week w Łodzi jest wyjątkowy, jest nie do podważenia. Jednakże, nadchodzący jest wyjątkowo wyjątkowy- z moich informacji wynika, że z naszą imprezą współpracę nawiązała najbardziej prestiżowa agencja IMG Fashion  z USA. Agencja ma pod swoimi skrzydłami takie wydarzenia jak:  Mercedes-Benz Fashion Week BerlinMercedes-Benz Fashion Week in New YorkLondon Fashion Week, Mercedes-Benz Fashion Week Tokyo- jakby to powiedzieć...robi wrażenie. Więcej informacji znajdziecie TUTAJ
Trzymam kciuki za całe wydarzenie, za siebie abym w końcu znalazła w sobie pokłady mobilizacji i za Łódź, aby nabrała kolorów, nie tylko w obrębie Manufaktury:)



niedziela, 18 marca 2012

Parfois online shop

Już 30 marca kolejny sklep otwiera swoje internetowe drzwi dla zapracowanych i nie mających czasu zakupoholiczek. Tym razem będziemy mogły zaopatrywać się w biżuterię i dodatki u portugalskiej marki Parfois., która od 2009 roku dynamiczne rozwija się na rynku polskim. Jak już wspominałam wcześniej, ja jestem jednak zwolenniczką sklepów stacjonarnych gdzie, przed zakupem, każdą rzecz mogą ocenić moje zmysły dotykowe:)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Zara sklep online


Ogłaszam wszem i wobec, że z dniem 7 marca 2012 roku, w ciuchy Zary będziemy mogły/mogli zaopatrywać się w sklepie online. Dobre wróżki donoszą, że zakupione rzeczy odbierzemy zarówno drogą pocztową/kurierską jak i w sklepie stacjonarnym. Na zwrot towaru dostaniemy aż 37 dni. Tak więc czas najwyższy zwiększyć limit debetowy, opróżnić skarbonki, odpalić laptopy i ponieść się nowym technologiom bo to im zawdzięczamy zakupy bez wychodzenia spod kołdry:)

sobota, 18 lutego 2012

H&M wiosna-lato 2012

Poniższa sukienka spowodowała u mnie wzrost ciśnienia i ten stan trwa do dzisiaj. Nasłuchuję każdego sygnału jaki zwiastowałby jej obecność w sklepie bo jestem gotowa biec po nią na bosaka. Podobno w Łodzi nie ma działu Trend, a niestety moja wybranka właśnie tam będzie grzała wieszak. Użyłam słowa "podobno" ponieważ nie jestem oddaną, wierną i wszystkowiedzącą fanką H&M z racji chociażby jakości jaką ta firma oferuje. Gdyby ktoś był nieco bardziej zorientowany na asortyment łódzki, byłabym wdzięczna za podpowiedzi.
Sukienka na zdjęciach wygląda przepięknie, lekko przeraża mnie jej kolor, jako że ciężko mi wskoczyć w coś co jest innego koloru niż czarny, ciemno zielony czy jakiejkolwiek innej ciemnej barwy. Zdjęcia zdjęciami, wszystko ładnie, sztywno i porządnie, ale już wkrótce przekonam się jaka będzie rzeczywistość. Obawiam się, że na kolana nie padnę chociaż w duchu czekam jednak na miłą niespodziankę. Koszt-200 zł, portfela nie urywa.